lenistwo.. Sprawco wszystkiego!

No tak. To prawda. Gdyby nie lenistwo nie było by niczego. Tego sukcesu także. Mój UPS zepsuł się dawno. Tak dawno, że zdążyła mu gwarancja wygasnąć, pomimo, że usterka miała miejsce jeszcze w trakcie jej trwania. Po prostu nie chciało mi się zadzwonić do kuriera, żeby zawiózł urządzenie serwisu na ich koszt. I tak sobie bezużyteczny stał. Nie chciało mi się go do tego serwisu wysyłać, bo wrócił z niego dalej uszkodzony….

Mniejsza z tym. Kiedy dziś mnie lekko zezłościł swoją bezużytecznością, i zajrzałem do karty gwarancyjnej, to wyobraźcie sobie, z jaką ulgą odetchnąłem : „Nareszcie mogę go otworzyć ja”. 😉 Po czym zabrałem się do dzieła.

Po otwarciu jakże schludnego i marketingowo nieskazitelnego „opakowania na elektronikę” zdębiałem. Panowie z serwisu producenta faktycznie wymienili akumulator, tak jak w karcie gwarancyjnej stoi, ale nie raczyli już odczyścić płytki z rozlanego elektrolitu. Zabrałem się do sprzątania.

TAK! Sprzątać po serwisantach wewnątrz urządzenia – to jest to, co tygrysy lubią najbardziej 😀 Aceton, Kwas Solny i te sprawy… W między czasie się okazało, że elektrolit rozpuścił jakieś pięć centymetrów przewodu wewnątrz izolacji – trudno – sztukować też trzeba umieć, gdy się w serwisie pracuje. Potem w ramach emulacji złącza, które się kompletnie rozlazło, dwie zworki zlutowane z przewodami, i GOTOWE.

Tak oto mój UPS został naprawiony.

Ale to nie koniec zabawy. Jak powszechnie wiadomo, tego typu urządzenia są montowane w różnych wersjach: tańszych i droższych. Teraz wystarczy się zorientować, czego nam producent poskąpił na płycie głównej, i mamy wersję extended 😉 Dokładnie w ten sposób mój model dorobił się wskaźnika ładowania aku. Teraz jeszcze pozostaje wywiercić otworek w obudowie 😀

Tak że czasem strach przed serwisem bywa twórczy. A wybór metody zależy od Ciebie, Drogi Czytelniku.